"Był ciepły dzień. Wraz z Shizune i z małym Satoshim, którego trzymałam na rękach, spacerowałam po leśnej drodze. Wokół słychać było śpiewy ptaków. Po śmierci mojego ukochanego wyruszyłam w podróż wraz z jego siostrzenicą. Dużo osób twierdziło, że to głupi pomysł, ale ja i tak uparłam się na swoim. Nie starali się mnie przekonywać. Wiedzieli, że i tak mnie nie przekonają. Miałam podróżować jako zwykła kobieta z dwójka dzieci; kilkumiesięcznym Satoshim i pięcioletnią Shizune.
Promienie słońca przebijały się przez korony wysokich drzew. Czarnowłosa dziewczynka biegła przede mną, śmiejąc się wesoło. Doszliśmy do leśnej ławki, na której usiadłam wraz z maluszkiem. Podczas spaceru zasnął. Miał spokojny wyraz twarzy. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Podbiegła do mnie Shizune. Spojrzała się na blondynka, który zawinięty był w zielony kocyk bo mimo ciepłego dnia, wiał delikatny, chłodny wiatr. Usiadła koło mnie. Spytała swoim cieniutkim głosem czy może podtrzymać malca na rękach. Odmówiłam ze względu na wiek czarnowłosej. Ta posmutniała, ale po chwili zeskoczyła z ławki i ruszyła na środek drogi. Znalazła kamyk i zaczęła rysować na ziemi pola do gry w klasy. Po chwili słychać było wesołe skakanie dziewczynki.
Nagle ze strony lasu wyleciał shuriken. Trafił ją w nogę. Podbiegłam do niej, budząc przy tym mojego synka. Nie zaczął płakać. Jak najszybciej aktywowałam medyczne Jutsu i zaczęłam leczyć ranę dziewczynki. Nagle pojawiła się czwórka ninja. Nie widziałam ich opasek. Zaatakowali mnie. Broniłam dzieci. Shizune miała już wyleczoną ranę. Kazałam jej stanąć za mną. Shinobi znowu rzucali w nas shurikenami. Kilka trafiło Shizune mimo że próbowałam je odbijać jedynym kunaiem jaki zabrałam z wioski. Upadła na ziemię z powbijanymi gwiazdkami w różne części ciała. Wokół było pełno krwi. Nie miałam jak walczyć. Jedną ręką trzymałam Satoshiego. Nagle poczułam ból w okolicach potylicy. Dostałam czymś. Powoli traciłam panowanie nad swoimi kończynami. Kunai wypadł mi z ręki. Upadłam na kolana a później na lewy bok. Przyciskałam Satoshiego do moich piersi. Nie miałam już siły. Oczy zaczęły mi się zamykać. W tej chwili jeden z wrogich shinobi wyrwał mi malca z objęcia. Oddalali się. Resztkami sił próbowałam krzyczeć, ale nic to nie dało. Zemdlałam.
Obudziłam się w jakimś pokoiku. Obok mnie leżała zabandażowana dziewczynka. Szybko zerwałam się z posłania, ale poczułam silny ból z tyłu głowy. Sięgnęłam tam ręką i uśmierzyłam sobie ból medycznym Jutsu. Po chwili podeszłam do dziewczynki. Spała. Znajdowaliśmy się w niewielkim pokoju bez mebli. Leżałyśmy na cienkich Futonach. Nagle do pokoju weszła jakaś starsza kobieta. Shizune w tym momencie zaczęła się dusić. Obudziła się. Zapytałam się kobiety ile spałyśmy. Ta odpowiedziała, że trzy dni. Przypomniałam sobie wydarzenie z tamtego dnia. Od razu zaczęłam płakać. Gdzie jest mój syn? Zadawałam sobie pytanie."
W sali Tsunade znajdowała się Sakura, Shizune, Jiraiya i Kakashi, który doszedł już do siebie. Odkąd Tsunade zapadła w śpiączkę minęło pięć dni. Shizune kazała jak najszybciej przyjść Sakurze. Zauważyła, że na twarzy Tsunade zaczynają pojawiać się dziwne grymasy. Poczuła również jak delikatnie poruszała palcami. Różowowłosa sprawdziła czy jej źrenice mają jakikolwiek odruch. Tak jak się spodziewała. Delikatnie się poruszyły.
— Jest odruch! Niedługo może się wybudzić.
Na wszystkich twarzach pojawiła się nadzieja. Możliwe, że niedługo Tsunade się obudzi, ale co wtedy? Przecież przeżyła szok po zobaczeniu swojego dorosłego syna. Nagle do sali wszedł Shikamaru.
— Przyszedł raport z Suny. Jest zapieczętowany i tylko Hokage może go odpieczętować.
Kakashi spojrzał na Sakurę. Ta tylko kiwnęła głową, co dało srebrnowłosemu znak, że może iść.
Hokage wraz ze swoim doradcą wyszli z sali a potem również ze szpitala. Skierowali się prosto do budynku głównego. W gabinecie znajdował się zwój o kolorze czerwonym. Kakashi wykonał kilka pieczęci, po czym przyłożył dwa palce do kartki, która pieczętowała zwój. Kartka zniknęła a Hatake mógł przeczytać raport.
‘'Wioska została zaatakowana przez wrogich shinobi w czarnych płaszczach. Nie atakowali nawet Kazekage. Porwali Kankuro. Wykonali jakieś pieczęcie, po czym przyłożyli dłoń do jego klatki piersiowej. Ten zemdlał a oni go zabrali. Nie udało się ich znaleźć. Gaara jest bezpieczny, ale załamany z powodu brata. Zamierza wyruszyć do Konohy. Będziemy go eskortować, a z nami będzie również Matsuri i Maki. Wyruszamy w poniedziałek.
Sasuke”
— I, co się stało? Gdyby to nie było coś ważnego to by tego nie zapieczętowali.
— To od Sasuke. Wioskę piasku zaatakowali prawdopodobnie Gekko. Oni nie wiedzą kto to jest. Kazekage zmierza do nas.
— Gaara wyruszył do Konohy? Oby nic im się nie stało. Kankuro będzie go eskortował?
— Nie... Właśnie po to tu zmierzają. Na Kankuro została użyta ta tajemnicza technika.
— Co takiego?! Kankuro dał się złapać?
— Niestety na to wygląda. Nie mów nic Temari. Nie może się teraz martwić.
Shikamaru kiwnął tylko głową. Kakashi zasiadł za swoim biurkiem. Nie było na nim praktycznie żadnych papierów. Nara oraz Jiraya nie próżnowali. Chłopak wyszedł z gabinetu i skierował się w stronę swojego domu.
Srebrnowłosy rozmyślał o ostatnich wydarzeniach. Zaatakowano wioskę przez syna Tsunade. Ona sama zapadła w śpiączkę. Porwano Kankuro. I najważniejsza rzecz, Hana żyje. Nie wiedział jak jej pomóc. Nic nie wiedział o tajemniczej technice młodego Senju. Jedynym sposobem na odkrycie jej działania jest zapytanie się samego Satoshiego. To nie wchodziło w grę. Nagle do gabinetu wszedł młody shinobi o czarnych włosach.
— Przyszedł raport od Asumy.
Położył zwój na biurku i wyszedł z pomieszczenia. Hokage otworzył raport. Nie było w nim nic ciekawego. Nadal nie trafili na żaden trop, co do miejsca ukrycia się organizacji pod przywództwem syna Tsunade. Odłożył go na bok. Wstał zza biurka i wyszedł z gabinetu. Skierował się w stronę cmentarza. Gdy już tam dotarła, podszedł do pomnika "Woli Ognia". Wyryto na nim imię jego ukochanej. Nie mógł się z tym pogodzić, ale nadal nie mógł uwierzyć, że ona nadal żyje. To na pewno nie było wskrzeszenie za pomocą wskrzeszenia nieczystego świata. Nie miała charakterystycznych czarnych białek. Stał przez jakiś czas pod pomnikiem. Z jego zamyślenia wyrwał go dotyk czyjejś dłoni na jego ramieniu.
— Kakashi, wszystko w porządku? Nie wyglądasz za dobrze. Może powinieneś się zbadać. Tak na wszelki wypadek. Jeszcze nie doszedłeś całkowicie do siebie.
Za jego plecami stała różowowłosa dziewczyna. Miała zmartwiony wyraz twarzy. Widać, że martwiła się o swojego byłego nauczyciela. Ten spuścił tylko głowę i patrzył się w ziemię. Czuł jak jego oczy zaczynają go piec. Uronił łzę. Ona tego nie zauważyła. Ocierając ją, odparł.
— Wszystko ze mną w porządku. To tylko zmęczenie i stres. — Odwrócił się w jej stronę. — Co z Tsunade?
— Nadal się nie wybudziła. Mam nadzieję, że niedługo to nastąpi. Powinieneś odpocząć. Zaprowadzę cię do domu i pójdę do szpitala. Muszę wszystkiego dopilnować na wypadek gdyby zaczynała się wybudzać. Jiraya i Shizune cały czas przy niej czuwają.
— Shizune jest jej bardzo bliska. Tsunade opiekowała się nią od małego. Co do Jirayi...
— Nie musisz mówić. Wiem o tym. Wszystko mi powiedział. Teraz to dla niego trudny okres.
Po tych słowach ruszyli do wyjścia z cmentarza. Szli ulicami Konohy. Nie było na nich praktycznie w ogóle ludzi. Czasami można było zauważyć kogoś spieszącego się gdzieś. Przez całą drogę nie rozmawiali ze sobą. Sakura nie chciała poruszać żadnego tematu, który spowodowałby, że Kakashi stanie się jeszcze bardziej zmartwiony niż jest teraz. Po chwili spaceru stali już przed drzwiami do domu srebrnowłosego. Haruno pożegnała Kakashiego swoim ciepłym uśmiechem i ruszyła w stronę szpitala. On wszedł do środka i skierował się prosto do łazienki, aby wziąć gorący prysznic.
Była już dość późna godzina. Nie był głodny, więc poszedł do swojej sypialni. Był bardzo zmęczony. Położył się na łóżku i momentalnie zasnął.
"Jestem w jasnym pomieszczeniu. Na ścianie zawieszony jest tylko zegar. Wskazuje godzinę piątą. Nie zwracam na niego uwagę. Odwracam się w przeciwną stronę. Widzę drzwi. Podchodzę do nich i naciskam klamkę. Znowu pomieszczenie. Tym razem ciemne. Na ścianie znowu wisi zegar. Tym razem również wskazuje godzinę piątą. Co to mogło znaczyć? Ruszyłem do przodu i pojawiłem się w kolejnym pomieszczeniu. Było w nim pełno zegarów również na godzinie piątej. Nagle zegary zaczęły działać. Wskazówki ruszały się w prawą stronę. Znaczne szybciej niż jest naprawdę. W pewnej chwili znowu się zatrzymały. Tym razem znowu na godzinę piątą. Niespodziewanie zaczęły kręcić się w przeciwnym kierunku. Kręciły się strasznie szybko. Coś wyrwało mnie z pomieszczenia. Teraz znalazłem się w jaskini. Klęczałem przy ogromnym głazie, pod którym leżał mój przyjaciel. Nic nie słyszałem. Zacząłem płakać. Wiedziałem, co teraz mówi mimo, że nie słyszałem tych słów. Rin zaczęła robić przeszczep. Na miejscu mojego utraconego lewego oka teraz był Sharingan. Poczułem przepływającą moc. To się wydawało takie realne, ale niemożliwe. Znikąd pojawiłem się w moim pokoju. Na łóżku siedziała Hana. Uśmiecha się do mnie. To był dzień po naszym ślubie. Pamiętam to. Wstała z łóżka i podeszła do mnie. Zawiesiła swoje ręce na mojej szyi. Poczułem muśnięcie ciepłych ust na moich wargach. Oddałem pocałunek i trwaliśmy w nim przez kilkanaście sekund. Nagle do drzwi ktoś zapukał..."
Kakashi leżał na swoim łóżku. To nie był koszmar. Obudził się, bo usłyszał pukanie do drzwi. Przeciągnął się leniwie i takim samym krokiem wstał z łóżka. Był w samych spodniach dresowych. Nałożył na siebie pierwszą lepszą bokserkę i podszedł do drzwi. Otworzył je i ujrzał Sakurę. Miała zmartwiony wyraz twarzy. Nic nie mówiąc pokazał jej ręką, aby weszła do środka. Weszli razem. Ona bez słowa poszła do salonu, a on do kuchni, aby przygotować herbatę. W między czasie spojrzał na zegarek. Była godzina 19:48. Wstawił wodę, a po chwili zalał dwie przygotowane wcześniej torebki herbaty. Wziął dwa kubki do rąk i poszedł do pokoju, w którym znajdowała się Sakura.
Siedziała ze spuszczoną głową. Miała nieobecny wzrok. Podszedł bliżej. Postawił kubki na małym stoliku i usiadł na przeciwko niej.
— Co się stało? Nie miałaś być przy Tsunade?
Sakura zaczęła płakać, co trochę szlochając. Kakashi długo nie myśląc usiadł koło niej i ją przytulił. Ona to odwzajemniła.
— Tsunade nie ma żadnych odruchów. Wróciła do punktu wyjścia. Nie mogę jej pomóc w żaden sposób. — Mówiła przez łzy, co trochę szlochając. — Kakashi, co ja mam robić?
Kakashi mocniej przyciągnął ją do siebie. Wiedział, że teraz potrzebuje czyjegoś wsparcia. Traktowała Tsunade jak własną matkę. Ten okres, kiedy blondynka jest w śpiączce, jest dla Sakury bardzo trudny.
— Wszystko będzie dobrze. Na pewno się wybudzi. Tsunade to silna osoba. Nie podda się tak łatwo. — Nie myśląc o tym, co robi, pocałował ją delikatnie w czoło, tak samo jak tamtego dnia, kiedy został wybrany na szóstego Hokage. Sakura wzdrygnęła się. Uczucie ciepła przeszło po całym jej ciele. Ostatnim razem czuła się tak, kiedy była razem z Sasuke. Odskoczyła od Kakashiego, czują jak zaczynają piec ją policzki. On zaskoczony jej reakcją spojrzał się na nią pytającym wzrokiem. Dopiero po chwili zauważył jej rumieńce. Zarumieniła się od tego niewinnego gestu, który jej okazał.
— Przepraszam... Nie powinienem... — W tym momencie podrapał się po karku.
— Nie... To ja zareagowałam zbyt gwałtownie. Po prostu... Przypomniały mi się dni, kiedy chodziłam z Sasuke.
— Nie chcę być jakiś ciekawski. Jeżeli nie chcesz to nie mów. Dlaczego zerwaliście ze sobą? Odkąd pamiętam byłaś w nim zakochana po uszy. Nikt inny cię nie interesował.
— Zmienił się. Już nie jest tym, kim był wcześniej. Po wojnie było jeszcze wszystko dobrze. Był spokojny. Nie był już mścicielem. Kilka miesięcy przed twoim powrotem, on... — Przerwała. Nie wiedziała jak mu o tym opowiedzieć. Nie chciała wracać do tamtego dnia. — On...
— Jeżeli nie chcesz, nie mów. Widzę, że to jest dla ciebie trudne...
— Nie. Muszę to w końcu komuś powiedzieć. Nikomu o tym nie mówiłam. Będziesz pierwszą osobą. — Przerwała. Chwilę się zastanowiła jak ubrać swoje myśli w słowa. — Byliśmy razem przez pół roku. Wszystko było dobrze. Do chwili, kiedy dostałam wyższe stanowisko w szpitalu. Miałam dla niego mniej czasu. Nie chodziliśmy na randki. Często też byłam zbyt zmęczona na najmniejsze... — Przerwała. Czuła jak zaczęła się jeszcze bardziej czerwienić. — Na najmniejsze pieszczony czy też pocałunki. Stał się niecierpliwy. Tamtego dnia przeszedł samego siebie. Kiedy przyszłam do niego prosto ze szpitala, ten aktywował swojego Sharingana i złapał mnie w iluzję. Nie chciałam się mu oddać, więc wziął sprawy w swoje ręce. To, co tam ze mną robił jest... Nie wiem jak to opisać. W rzeczywistości trwało to zaledwie kilka sekund, a tam były to siedemnaście godzin jednej czynności. Po tym wydarzeniu zerwałam z nim i starałam się go unikać. Niestety nie zawsze się to udawało.
— Sakura... Ja nie wiedziałem. Przepraszam, że o to zapytałem... Nie powinienem.
— Nie przepraszaj. Skąd mogłeś wiedzieć. Musiałam to w końcu komuś powiedzieć. Jesteś obecnie najbliższą mi osobą. Odkąd moi rodzice odeszli z tego świata mam tylko Tsunade. Strasznie się ucieszyłam, że wreszcie wróciłeś.
— Współczuję z powodu twoich rodziców. To byli dobrzy ludzie...
— Wiem o tym. Bardzo za nimi tęsknię. Gdyby nie ta misja... Poświęcili swoje życie, aby ratować ciężarną wtedy Ino. Sai nie zdążył..
— Dlaczego Ino wyszła wtedy poza wioskę?
— Nikt tego nie wiem. Sama stwierdziła, że nie pamięta nic z tamtego dnia. Mówi, że w pewnym momencie, gdy spała poczuła ukłucie w sercu. Po tym nic więcej nie pamięta.
— To trochę dziwne. Badałaś ją po tym? Miała styczność z kimś obcym? — Kakashi spojrzał na nią z pytającym wzrokiem.
— Badałam ją. Nic nie wyszło. Z tego, co pamiętam to siedziała przez całą ciążę albo w swoim domu, albo u mnie w szpitalu. Często przychodziła na plotki i bardzo często wypominała mi to, że powinnam się w końcu ustatkować.
— Masz jeszcze na to czas. Jest piękną, młodą kobietą. Do tego jesteś bardzo silna i inteligentna. Jesteś najlepszym medycznym ninja na świecie. Przebiłaś nawet Tsunade.
— Kakashi przestań. Zawstydzasz mnie...
Nagle dwójka usłyszała pukanie do drzwi. Gdy Kakashi je otworzył, ujrzał jednego z jego podwładnych. Przed nim stał chłopak z końskim kucykiem.
— Mamy nieproszonego gościa. W wiosce pojawił się Orochimaru. Jest sam. Twierdzi, że nie ma złych zamiarów. Trójka ANBU ma go cały czas na oku. Chcę się widzieć z tobą.
— Orochimaru jest jest w wiosce! — Zza Kakashiego wyszła różowowłosa. Na twarzy Shikamaru pojawiło się niemałe zdziwienie.
— Zaraz tam będę. Daj mi się przebrać. Nie wypuszczajcie go dalej niż jest teraz.
Po tych słowach Shikamaru ruszył do miejsca, w którym obecnie znajdował się wężowaty. Kakashi wszedł do środka. Zostawił młodą Haruno w salonie a sam udał się do swojego pokoju, aby zaraz z niego wyjść w jego tradycyjnym stroju. Dwójka wyszła z mieszkania Hatake i udała się w to samo miejsce, co Shikamaru kilka minut temu. Na miejscu ujrzeli dobrze im znanego osobnika. Był to jeden z trzech legendarnych Sanninów Konohy. Miał swoją charakterystyczną bladą karnacje i kruczoczarne włosy. Nie wykazywał żadnej wrogiej postawy.
— Słyszałem, że macie kłopoty. Poza tym gratulacje zostania Hokage, Hatake Kakashi. Co się stało Tsunade?
— Czego tu chcesz?!
— Już mówiłem, słyszałem, że macie kłopoty. Wiem jak wam pomóc.
— I my mamy w to uwierzyć? Niby, w jaki sposób nam pomożesz?
— Wiem, gdzie znajduje się kryjówka Gekko...
-------------
Od Tasaka:
Cześć kochani. Oddałam wam właśnie szósty rozdział "W blasku księżyca.". To ostatni rozdział z zapasowych. Nie wiem kiedy zabiorę się za korektę kolejnych, gdyż muszę napisać jeszcze dziesiąty rozdział na wattpada i przygotowuję się obecnie do tajemniczego projektu, który obrałam sobie na lato. Będę miała dość sporo czasu, gdyż ugrzęzłam w domu na kilkanaście dni (jak nie więcej). Jeżeli ktoś śledzi mojego głównego bloga to wie o co chodzi.
Mam też jedno pytanie odnośnie Kankurō. Czy ten ostatni znak można pisać jako zwykłe "o" czy pisze się jako"ou"?
Tak więc piszcie w komentarzach jak wam się podobał ten rozdział.
Trzymajcie się i cześć ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz