...

poniedziałek, 11 lipca 2016

VII. Nadzieja

— Wiem, gdzie znajduje się kryjówka Gekko...
— Co takiego? Skąd ty o nich wiesz? — Zdenerwowany Hokage wyciągnął kunai i mierzył nim w czarnowłosego.
— Nie ufaj mu Kakashi. Nie wiadomo co ten człowiek jeszcze wymyśli. — Powiedziała stanowczo Sakura.
— Udowodnij, że możemy ci zaufać.
— Gdybym miał was zaatakować dawno bym to zrobił. Nie sądzicie?
— Shikamaru każ ANBU cały czas go obserwować z ukrycia. — Powiedział tak, aby usłyszał to tylko Nara, po czym zwrócił się do Orochimaru. — Zaufam ci bo nie mam innego wyjścia. Teraz pójdziemy do mojego gabinetu.
— Widzę, że przynajmniej jedna osoba mi tutaj ufa.
Po tych słowach Kakashi, Shikamaru i Orochimaru pod stałą obserwacją członków ANBU ruszyli do gabinetu Hokage. Gdy po około dziesięciu minutach dotarli do siedziby, większość zamaskowanych shinobi oddaliło się. Został tylko Shikamaru i jeden ANBU w białym płaszczu. Cała czwórka weszła do środka i udała się prosto do gabinetu Hokage. W pobliżu budynku znajdowały się trzy oddziały ANBU po trzech członków, w tym Yamato wraz ze swoją drużyną. Kakashi zasiadł za swoim biurkiem i skinieniem ręki pokazał wężowatemu, aby usiadł na krześle naprzeciw biurka. ANBU stanął w kącie pomieszczenia a Shikamaru usiadł na ulubionym miejscu srebrnowłosego, parapecie z którego był piękny widok na całą wioskę. Hatake splótł swoje ręce i położył na nich głowę. Po chwili zastanowienia w końcu zabrał głos.
— Dlaczego chcesz nam pomóc. Odkąd pamiętam to chciałeś nam zaszkodzić. Wyjątkiem była wojna, kiedy to nam pomogłeś przywołując pozostałych Hokage. Jaką będziesz miał z tego korzyść lub co chcesz w zamian?
— Jedyne czego chcę to pozbycie się Gekko przez was. Ich siedziba mieści się w wiosce dźwięku. Nie wiem dokładnie w którym miejscu, ale są tam bardzo często i dużo się o nich mówi.
— Wioska dźwięku? Jesteś jej założycielem. Dlaczego chcesz, abyśmy się pozbyli tej grupy?
— Ponieważ zaczęli szukać moich kryjówek. Jedną już znaleźli i zabrali moje eksperymenty.
— To dlatego? Wiesz kto jest ich liderem? — Zapytał przy czym bał się tego, że Orochimaru może wiedzieć o synu Tsunade.
— Słyszałem, że ten mężczyzna nie nosi żadnego ochraniacza, ale za to posługuje się jakąś dziwną techniką pieczętującą. Jest też bardzo dobry w wodnych i powietrznych Jutsu.
— Nie wiesz skąd on pochodzi, ani jak się nazywa?
— Nie, ale mam inną ciekawą informację. Spotkałem twoją żonę. Czy ona nie miała nie żyć od jakiś dziesięciu lat? — Powiedział z szyderczym uśmiechem.
Kakashi z impetem wstał zza biurka i już miał zaciśnięte pięści, gdy podbiegł do niego Shikamaru i zaczął mówić mu, że Orochimaru go tylko prowokuje. Starał się uspokoić. Usiadł z powrotem na swoim krześle. Układał sobie w głowie to co chciał powiedzieć do Orochimaru.
— To prawda. Miała nie żyć. Spotkałem ją kilka miesięcy temu. Ona również jest w tej organizacji...
— Rozumiem. Chciałbym się zobaczyć z Tsunade i Jirayą. Gdzie ich znajdę?
— To jest jak na razie niemożliwe. Tsunade leży w szpitalu a Jiraiya cały czas przy niej czuwa.
— Tsunade leży w szpitalu? Niemożliwe!
Orochimaru zaczął się śmiać. Kakashiemu puszczały nerwy. Kazał zabrać czarnowłosego do podziemi w których znajdowały się więzienia. Do pilnowania więźnia przydzielił kilku najlepszych członków ANBU, w tym Yamato. Gdy w gabinecie został tylko on i Shikamaru, Kakashi zaczął płakać. Nie wiedział co się z nim dzieje. Odkąd wrócił z misji zdarza mu się to coraz częściej. Młody Nara już widział go w takim stanie. Nie chciał pocieszać srebrnowłosego. Wiedział, że w każdej chwili rozpacz może się zmienić w gniew. Po cichu wyszedł z gabinetu, zostawiając Hatake samego.
~***~

W wiosce zrobiło się głośno o przybyciu Orochimaru. Większość ludzi uważała, że Hokage źle postąpił przyjmując go do wioski. Inni sądzili, że warto czasem zaufać komuś by wyciągnąć ważne informacje. Pozostali nie wyrażali o tym swojego zdania. Sakura szła ulicami Konohy prosto w stronę szpitala. Kakashi nie pozwolił jej iść wraz z nim do jego gabinetu.
Gdy po kilku minutach znalazła się pod wielkim budynkiem szpitalnym, zatrzymała się. Dopiero po chwili namysłu weszła do niego i skierowała się do swojego gabinetu. Gdy już tam dotarła, założyła swój biały fartuch i udała się na wieczorny obchód.
Po jego skończeniu poszła do sali w której leżała Tsunade. Nie zaskoczyło ją to, że białowłosy Sanin spał na krześle z głową położoną obok głowy blondynki. Shizune siedziała na krześle po drugiej stronie łóżka.
— Były jakieś drgania ręką lub cokolwiek co by wskazywało na to, że może się wybudzić?
Shizune poruszyła przecząco głową. Sakura tylko wzięła głęboki wdech, by po chwili szybko wypuścić powietrze. Usiadła na krześle pod ścianą i zakryła twarz rękami, a łokcie oparła na swoich udach. Po chwili było słychać jej delikatny szloch. Obudziło to śpiącego Jirayę. Spojrzał jeszcze zaspanymi oczami na płaczącą dziewczynę. Po chwili wstał z krzesła i kucnął przed nią. Czuł, że obwinia się o to, że nie może pomóc w żaden sposób swojej mistrzyni. Położył swoją dłoń na jej nodze.
— Sakura, nie płacz. To nie twoja wina. To przez stres. Ona z tego wyjdzie. Jeszcze nie wiemy kiedy, ale jestem pewien, że nie podda się tak łatwo. Ma jeszcze pewne sprawy do załatwienia. Na pewno nie chce odejść z tego świata wiedząc, że jej syn ma do niej uraz.
— Jiraiya... Ja nie potrafię nic zrobić, aby jej pomóc. Czuję się beznadziejnie z myślą, że nic nie mogę zrobić. — Mówiła przez łzy.
Jiraiya podniósł się na taką wysokość, aby móc przytulić różowowłosą. Shizune nie odzywał się. Siedziała ze spuszczonym wzrokiem. Ona również nie mogła sobie darować, że Tsunade zapadła w śpiączkę. Nagle do sali wszedł Shikamaru. Spojrzał na Sakurę i Jirayę, po czym skierował swój wzrok na Tsunade. Włożył ręce w kieszenie spodni i podszedł bliżej Sakury.
— Nasz gość wylądował w więzieniu. Za bardzo zdenerwował Hokage.
— Jaki gość? — Jiraiya zapytał wstając.
— Nie powiedziałaś im? — Spytał się Sakury, ale gdy ta nie zareagowała dodał: — Idź do Kakashiego. On ci wszystko wytłumaczy.
Jiraiya zerwał się do biegu. Sakura wycierając łzy podeszła do Tsunade, aby ją zbadać. Gdy już to zrobiła ruszyła do siedziby Hokage.
Jiraiya był już po kilku minutach w gabinecie Kakashiego. Srebrnowłosy nie ruszył się z miejsca. Nadal siedział za swoim biurkiem z głową opartą na złożonych rękach. Gdy usłyszał, że ktoś wszedł do jego gabinetu, podniósł leniwie głowę. Gdy zobaczył zdenerwowanego Jirayę natychmiast się wyprostował.
— Powiesz mi o jakiego gościa chodziło Shikamaru?!
— Jiraiya usiądź. Dzisiaj w wiosce pojawił się... Orochimaru. Miał ważne informacje. Dowiedzieliśmy się w końcu gdzie może znajdować się kryjówka Gekko.
— Co takiego?! Gdzie on jest. Skąd on wie o kryjówce Gekko?!
— Uspokój się! —  Rozkazał. — Jest teraz zamknięty w podziemnym więzieniu. Gekko ukrywa się gdzieś w pobliżu Wioski dźwięku.
— Dlaczego on nam pomaga?
— Gekko znalazło jedną z jego kryjówek i zabrali jakieś jego eksperymenty. Szukają również pozostałych.
— A więc to tak. Nie pomógłby nam, gdyby sam nie miał w tym interesów.
W tym samym momencie do gabinetu weszła Sakura. Miała zaczerwienione oczy od płaczu. Spojrzała się na Kakashiego. Jego oczy wyglądały podobnie do tych jej. Nie wiedziała dlaczego mógł płakać. Domyślała się, że to zapewne wina Orochimaru.
Podeszła do parapetu i otworzyła okno.
— Strasznie tu duszno. Powinieneś otwierać tu okno co jakiś czas.
— Wiem, przepraszam za to, ale zawsze o tym zapominam. — Zaczął się drapać po karku i próbował się uśmiechnąć, co było ledwo widoczne przez jego maskę. — Coś się stało?
— Nie, nic się nie stało. Chciałam się dowiedzieć o co chodziło Shikamaru.
W jakim sensie Orochimaru cię zdenerwował?
— Zaczął mówić o Hanie... Nie mogę, nie chcę...
Z oczu Kakashiego znowu zaczęły lecieć łzy. Jiraiya spojrzał się na niego ze smutkiem. Wstał z krzesła i wyszedł z gabinetu, zostawiając Sakurę i Kakashiego samych w pomieszczeniu. Różowowłosa podeszła do Hatake i mocno go przytuliła, a on to odwzajemnił.
Stali tak przez krótki moment. Sakura szeptała mu, że wszytko będzie dobrzy i żeby nie przejmował się tym co mówi wężowaty. W końcu Kakashi odsunął się od dziewczyny. Jego wzrok utkwił w dużych, zielonych oczach Sakury. Jego serce zaczęło szybciej bić. Nie wiedział, że z nią dzieje się to samo. Zaczęła się robić czerwona. Jej serce chciało wyjść z jej piersi. Szybko odwrócili głowy w przeciwne kierunki i odeszli od siebie na stosowną odległość. Nagle do sali wpadła pielęgniarka, która powinna zajmować się Tsunade.
— Pani Haruno! Musi pani szybko przyjść do sali numer pięć! To pilne! — Powiedziała na jednym oddechu.
— Co się stało? Sala nr 5 to sala w której leży Tsunade.
— Nie ma czasu na tłumaczenie! Pan też lepiej żeby przyszedł.
Cała trójka wyszła szybko z gabinetu i skierowała się do szpitala. Gdy znaleźli się pod wcześniej wspomnianą salą, zatrzymali się. Sakura położyła rękę na drzwiach i delikatnie je odsunęła. Weszli do środka i ujrzeli zapłakaną Shizune. Haruno podbiegła do Tsunade.
— Co się stało? Dlaczego płaczesz?
— Ona...Ona ruszyła ręką i coś próbowała powiedzieć.
Sakura wyjęła swoją latarkę i sprawdziła oczy. Reagowały na światło. Już wcześniej była podobna sytuacja, ale Tsunade nie starała się czegoś powiedzieć.
— Nie będę wam dawać nadziei. Shizune ty sama powinnaś wiedzieć jaka jest szansa, że w najbliższym okresie się obudzi. — Przestała mówić i spojrzała się jeszcze raz na twarz leżącej blondynki. — Muszę was przeprosić na chwilę. Zaraz przyjdę.
Po tych słowach Sakura wybiegła z sali. Gdy była już na korytarzu nie mogła się powstrzymać i zaczęła płakać. Nie mogła tak dłużej funkcjonować. Ukrywała swoje emocje i starała się być silną kobietą, ale tak nie było. W głębi duszy była bardzo wrażliwą, małą dziewczynką, która potrzebowała kogoś bliskiego. Odkąd jej rodzice nie żyją, najbliższą jej osobą była Tsunade. Teraz, gdy ona jest w śpiączce, boi się, że zostanie sama i nie poradzi sobie z przytłaczającym ją światem. Nagle z sali wyszedł Kakashi. Zauważył płaczącą Sakurę i długo nie myśląc podszedł do niej i mocno ją przytulił. Zachował się tak, jakby czytał jej w myślach. Ona bez wahania wtuliła się w jego silne ramiona.
— Wszystko będzie dobrze. Uwierz mi. Nie zostawię cię w takiej sytuacji. Możesz na mnie liczyć.
— Dziękuję, że jesteś przy mnie. — Powiedziała przez łzy. Zapomniała o jednej ważnej osobie, która również od najmłodszych lat opiekowała się nią. — Ja... Ja nie wiem co mam robić... Ona jest dla mnie jak druga matka... Dlaczego to zawsze musi przytrafiać się mi...
Kakashi nie odpowiedział. Czuł jak jego płaszcz zaczyna być mokry od łez. Nie miał zamiaru jej opuszczać. Potrzebowała teraz wsparcia. Zawsze widział ją jako silną dziewczynę mimo, że często płakała gdy była mała. Zmieniła się po treningu z Tsunade. Sam nie mógł uwierzyć jak silną i dojrzałą kobietą się stała. Poczuł jak jej nogi zaczynają się uginać. Wzmocnił swój uścisk. Po chwili jedną rękę sięgnął pod kolana różowowłosej, a drugą w okolice łopatek i podniósł ją kierując się w stronę jej gabinetu. Gdy już tam doszedł, otworzył drzwi i położył ją na małej, niebieskiej kanapie w kącie pomieszczenia. Usiadł obok niej i nadal ją przytulał. Po kilku minutach dziewczyna przestała płakać, co było oznaką zapadnięcia w sen. Kakashi delikatnie ułożył ją na kanapie i przykrył ją szpitalnym kocem. Obiecał jej, że jej nie zostawi i miał zamiar dotrzymać słowa. Kazał jednej z pielęgniarek przekazać zwój z poleceniami dla Shikamaru. On sam usiadł na parapecie i wyjął małą książkę ze swojej kieszeni. Była to jedna z jego ulubionych książek, „Eldorado Flirtujących”.
Czytał tak przez kilkanaście minut, aż sam zasnął.

P.O.V Shikamaru

Siedziałem na ławce w parku. Zauważyłem, że przechodziła przez niego moja żona, Temari. Nie zastanawiając się, podszedłem do niej i czułe pocałowałem. Ona tylko się uśmiechnęła i co jakiś czas robiła grymas, który wskazywał, że mały Shikadai daje o sobie znać. Delikatnie położyłem moje duże dłonie na brzuchu ukochanej. Poczułem delikatne ruchy. Po chwili czuć było mocniejsze kopnięcia.
— Mały nie może doczekać się wyjścia na ten świat. — Zaśmiałem się cicho.
— Jestem ciekawa do kogo będzie bardziej podobny. — Odwzajemniła mój uśmiech.
— Przepraszam, że nie poświęcam wam tyle czasu na ile zasługujecie, ale mam dużo pracy jako strateg i pomocnik Hokage. Zwłaszcza teraz, kiedy Piąta jest w śpiączce.
— Jak się trzyma Sakura? - Zapytała z troską.
— Wydaje się być silna, ale za długo ją znam. W końcu uwolni swoje prawdzie uczucia. Tsunade jest dla niej jak druga matka. Po tym jak wtedy jej rodzice... - Przerwał mi głos jakiejś pielęgniarki.
— Shikamaru, Hokage kazał przekazać ten zwój do rąk własnych.
— A gdzie on teraz jest?
— Jest w gabinecie Pani Haruno. Źle się poczuła i teraz czuwa przy niej.
— Dobrze. Zaraz go przeczytam.
— Odprowadzisz mnie do domu? Dzisiejszy dzień jest dość chłodny, nie sądzisz? — Moja żona zadała dziwne pytanie na które odpowiedź była oczywista..
— Tak... Chodźmy. — Objąłem ją ramieniem i ruszyłem w stronę naszego domu.
Szliśmy tak przez pięć minut. Gdy już dotarliśmy do drzwi naszego domu, pocałowałem Temari w policzek i ruszyłem ze zwojem do gabinetu Hokage. Gdy już tam byłem, otworzyłem zwój. Było w nim napisane tylko tyle, że Sakura źle się poczuła i żebym odwołał misję poszukującą kryjówki Gekko. Dalsze rozkazy mieli usłyszeć od Hokage ze względu na to, że prawdopodobnie znaliśmy położenie bazy tej organizacji.
Odłożyłem zwój na biurko i ruszyłem do Ino Yamanaki, aby przekazać informację Asumie.
Gdy już wszystko wykonałem, poszedłem do szpitala. Gdy byłem już pod gabinetem Sakury, delikatne otworzyłem drzwi i ujrzałem śpiącą różowowłosą na kanapie i tak samo śpiącego Kakashiego w dziwnej pozie, i co najdziwniejsze, na parapecie. Nie chcąc ich budzić po cichu wyszedłem z pomieszczenia i udałem się do własnego domu.
Zastałem tam śpiącą Temari. Była taka słodka gdy spała. Podeszłem do niej i ucałowałem ją w czoło, po czym poszedłem do łazienki się wykąpać.

~***~

P.O.V Kakashi

Usłyszałem jak ktoś zamyka drzwi. Obudziłem się w dość dziwnej pozycji, gdyż miałem głowę zwieszoną w stronę ziemi, a nogi wystawione zza okno. Pomału podniosłem się z tej dziwacznej pozycji. Gdy byłem już na podłodze zauważyłem, że Sakura nadal śpi. Zbliżał się wieczór a nie chciałem zostawiać jej w szpitalu. Podszedłem do jej biurka i wyciągnąłem klucze do jej mieszkania. Chwyciłem ją delikatnie pod kolanami i na plecach, po czym podniosłem ją i wyszedłem bezszelestnie ze szpitala.

Kilka minut później znalazłem się pod jej mieszkaniem. Chwilę męczyłem się z zamkiem, ale po trudach udało się go otworzyć. Gdy byłem już w środku, skierowałem się prosto do jej pokoju. Położyłem ją na dużym dwuosobowym łóżku. Zdjąłem jej buty i przykryłem ją jasno zieloną kołdrą. Miałem zamiar zostać na noc. Usiadłem na kanapie w salonie i wyciągnąłem książkę. Podczas jej czytania zasnąłem.





-----
Od Tasaka:
Obiecuję sobie a wy jesteście moimi świadkami, że ten blog przejdzie diametralną poprawę pod względem merytorycznym jak i stylistycznym. Gdy tak poprawiam je od początku zauważam ile błędów robię. I to nawet nie jest spowodowane tym, że pisałam te rozdziały na telefonie. 
Mam jeszcze taki mały problem, że poprawiam, piszę, przepisuję wszystko w programie zwanym OpenOffice. Strasznie źle mi się w nim pisze a do Microsofta wrócić nie mogę, gdyż mój wspaniały (wyczujcie ten sarkazm) komputer nie chce czytać płyt i nie mam jak go zainstalować od nowa.
Ode mnie to tyle. Komentujcie, wyrażajcie swoją opinię i wytykajcie mi błędy (ale z rozsądkiem. Wskażcie gdzie popełniłam błąd).
Następny rozdział pojawi się prawdopodobnie dopiero w sierpniu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

CREATED BY
Mayako