...

niedziela, 20 listopada 2016

IX. Żal

— Zrozumieliście? Satoshi ma być żywy. Nie wiemy co on planuje.
— Tak Kakashi. Kiedy wyruszamy?
— Jak najszybciej. Idźcie jeszcze do domów uzupełnić zapasy. Macie stawić się pod bramą wioski za 2 godziny.
— Tak!
Wszyscy obecni krzyknęli razem i wyszli z sali.
— Kakashi, muszę powiedzieć mojej siostrze co się stało z Kankuro — powiedział Gaara smutnym głosem.
— Gaara to nie jest najlepszy moment. Ona wkrótce rodzi. Stres może źle wpłynąć na jej stan.
— Tak wiem, ale co zrobi jak mnie zauważy? Przecież nie mogę się ukrywać w tej samej wiosce co ona.
— Możesz się z nią spotkać, ale tylko przy obecności Sakury. Będzie monitorowała w razie czego jej stan.
— Dobrze. Ja już pójdę. Wiesz gdzie może być Haruno?
Nagle do sali weszła różowowłosa. Spojrzała na Kakashiego, ale po chwili odwróciła wzrok.
— O wilku mowa. Sakura mam prośbę. Pójdziesz z Gaarą do Temari. Będziesz monitorować jej stan podczas przekazywania złych wieści. Rozumiesz?
— Kakashi to nie najlepszy moment. Ona jest w ósmym miesiącu! To może źle wpłynąć na dziecko!
— Wiem o tym, dlatego chciałem, abyś poszła z nim i w razie czego coś zrobiła.
— Dobrze. Gdzie Shikamaru? Niech lepiej też będzie przy niej. Będzie ją wspierać — powiedziała ze zrezygnowaniem Sakura.
— Powinien być u siebie w domu. — Wstał zza biurka i podszedł do okna. — Możecie iść.
Po tych słowach Sakura wraz z Gaarą wyszli z gabinetu i ruszyli w stronę posiadłości klanu Nara.  Szli w ciszy. Różowowłosa była wyraźnie zamyślona, a Kazekage próbował ułożyć sobie w głowie co ma powiedzieć swojej siostrze.
Gdy dotarli na miejsce drzwi otworzył im Shikamaru. Weszli do środka i zobaczyli siedzącą blondynkę na kanapie. Spojrzała w ich kierunku i na jej twarzy pojawił się rozpromieniony uśmiech.
— Gaara! Kiedy przybyłeś do liścia? Jest z tobą Kankuro? — spytała podbiegając i przytulając swojego najmłodszego brata.
— Dzisiaj przybyłem do wioski wraz z Matsuri i Maki — oznajmił, czym nie zadowolił Temari. Spojrzała się na niego nie wiedząc dlaczego jej drugi brat nie towarzyszył mu w podróży.
— A gdzie Kankuro? Dlaczego nie eskortował cię? — odezwała się zanim Gaara skończył mówić.
— Temari... Usiądź. Musimy porozmawiać.
Cała czwórka usiadła w salonie. Sakura i Shikamaru siedli obok Temari, a Gaara naprzeciw nich. Gdy czerwonowłosy opowiadał o niedawnym wydarzeniu z Suny, blondynce podniosło się ciśnienie. Widać było przerażenie. Martwiła się o swojego brata. Słyszała o tym co się stało z żoną Kakashiego. Jej rozmyślenia weszły na temat tego, czy jej brat stanie po stronie zła. Czy będą musieli z nim walczyć.
— Temari uspokój się — powiedziała delikatnie Sakura.
Blondynka zaczęła płakać i przytuliła się do swojego męża.
— Obiecuję, że go uratuje. Słowo Kazekage. Jeżeli go nie uratuje, zrzeknę się tytułu i oddam władzę komuś innemu. — Gaara składał obietnicę, aby Temari poczuła się lepiej. Sakura wraz z Shikamaru spojrzeli się na niego z niedowierzaniem, ale nie odezwali się.
Po około dwudziestu minutach Temari uspokoiła się. Sakura postanowiła, że pójdzie już do szpitala. Gaara został jeszcze u swojej siostry i szwagra. Sakura po kilku minutach dotarła do szpitala. Udała się do sali Tsunade. Blondynka słodko spała. Obok niej, jak zawsze, czuwał Jiraya. Nawet gdy się obudziła, nie opuszczał jej. Zielonooka sprawdziła tylko puls Senju i wyszła z sali. Udała się do swojego domu. Skończyła na dzisiaj pracę. Gdy weszła do mieszkania poszła od razu do łazienki, aby wziąć gorący prysznic. Gdy skończyła się myć poszła do kuchni zjeść obiad. Za pół godziny Asuma i kilku ANBU miało wyruszyć do wioski Dźwięku, jednak nie miała zamiaru iść ich odprowadzić. Nie miała po co. Teraz chce starać się unikać Kakashiego. W trakcie posiłku myślała nad tym co się wydarzyło w gabinecie Hokage. Próbowała zrozumieć też wzrok Sasuke. Nie rozumiała go. Zastanawiała się dlaczego on jej to robił. Nie znała odpowiedzi na to pytanie, ale nie miała też zamiaru się go o to pytać. Mając resztę dnia wolnego, postanowiła go wykorzystać dla własnego relaksu, który i tak skończył się tym, że zajmowała się dokumentami pacjentów ze szpitala. Po kilku godzinnej pracy zasnęła nad nimi.
~***~
Była godzina, którą Kakashi wyznaczył na czas wyruszenia na misję. Przy bramie stało sześć osób. Kakashi, Gaara, Asuma i trójka ANBU. Hatake przekazał zwój Sarutobiemu, a on wyruszył w stronę wioski Dźwięku. Gaara i Kakashi szli w głąb wioski.  Po kilku chwilach czerwonowłosy ruszył do przydzielonego mu mieszkania. Kakashi szedł samotnie do gabinetu. Usiadł za swoim biurkiem i oparł ręce na dłoniach.  Cały czas miał w głowie sytuację sprzed kilku godzin, kiedy to prawie pocałował się z Sakurą. Nie rozumiał dlaczego wtedy czuł dziwne uczucie. Jakby po jego brzuchu latały motyle. Nie pamiętał już tego albo nie chciał sobie tego przyswoić. Przecież Sakura była jego uczennicą. Jego priorytetem na tą chwilę jest odszukanie Hany i wyjaśnienie całej tej popapranej sytuacji.
Wstał zza biurka i udał się na spacer. Musiał się przewietrzyć i załatwić swoją potrzebę nałogową. Zaczął palić już na misji, zaraz po ataku Hany. Chciał się odstresować. Nie wiedział dlaczego Asuma tak zachłannie to palił przez kilka lat. Hataka co trochę się dusił, nie mogąc przyswoić tak dużej ilości dymu jaką przed chwilą nabrał do płuc. Przed jego oczami pojawiły się mroczki. Opadł na kolana i zaczął się niemiłosiernie dusić. Ciągnęło go na wymioty. Wtem poczuł jak ktoś uderza o jego plecy.
— Hataka co się stało? — Usłyszał znany mu głos.
— Ja…tylko…zachłysnąłem…się…dymem — mówił próbując nabrać choć trochę świeżego powietrza.
— Ty palisz?! — powiedział mocno zdenerwowany Kazekage. Gdy zauważył leżącego obok papierosa, ugasił go butem. — Wstań. Idziemy do szpitala. Niech cię zbadają —  powiedział wzdychając.  
— Nie! Nie pójdziemy do szpitala. Ja tam nie chcę — krzyknął z dobrze słyszalnym strachem. — Chodźmy lepiej do mnie. Skończyłem już na dzisiaj papierkową robotę. Powiesz mi jak poszło u Temari.
— W takim razie prowadź do siebie. — Czerwonowłosy zrezygnował z namawiania Hatake do pójścia do szpitala i ruszyli w stronę mieszkania Kakashiego.

~***~

Po dobrych piętnastu minutach dwójka Kage stała przed domem srebrnowłosego. Właściciel wyjął klucz, po czym otworzył nimi drzwi swojego lokum. Gestem ręki zaprosił swojego kompana do środka.
— Chcesz coś do picia? — Hatake zadała standardowe pytanie swojemu towarzyszowi.
— Poproszę wodę — odparł ze spokojem Gaara.
— Usiądź na kanapie a ja zaraz przyjdę — powiedział idąc do kuchni.
Gaara usiadł na kanapie rozglądając się po mieszkaniu Kakashiego. Był zdziwiony, że mężczyzna potrafi utrzymać taki porządek. Jego mieszkanie musiało być sprzątane minimum raz dziennie z powodu nanoszenia przez niego dużej ilości piasku. Po chwili ujrzał, idącego z dwoma szklankami, srebrnowłosego.
— Proszę. — Podał mu szklankę, którą Kazekage bez wahania odebrał. — Powiedz mi co się stało u Temari. Jak zareagowała? — zapytał biorąc łyk wody.
Gaara wzruszył ramionami i szczegółowo streścił wydarzenie sprzed kilku godzin. Nie pominął również swojej obietnicy.
— Czyli nie ma innego wyjścia i trzeba uratować Kankuro? — Bardziej stwierdził niż zapytał. — Dlaczego składasz obietnice, które są naprawdę trudne do spełnienia? — spytał się z uniesioną brwią.
— Bo wierzę, że uratujemy go. Tak samo jak i twoją żonę! — Ostatnie zdanie wywołało u Kakashiego dreszcz.

Uratować Hanę? Ale jak? Czy ona na pewno tego chce? Nawet nie jestem pewien czy ona jest pod jakąś techniką. NIee… Ona mnie na pewno nienawidzi. Gdyby nie to, to tamtego wieczoru na pewno by nie zrobiła tego cięcia.
Kakashi się zamyślił i przez to odruchowo dotknął swoją dłonią miejsca w którym znajdowała się blizna. Nie uszło to uwadze młodemu Kazekage.
— Kakashi… Od kiedy ty palisz? — zapytał się z troską.
— Ja… Od misji szpiegowskiej... — Zatrzymał się na chwilę. Odstawił szklankę na stolik. — Kilka miesięcy przed jej zakończeniem zostałem zaatakowany… Nadal nie mogę uwierzyć, że to była ona. Nie wahała się przed skrzywdzeniem mnie. — Podciągnął delikatnie bluzkę, ukazując długą ranę przechodzącą przez jego tors. — Zostawiła po sobie bliznę, która będzie mi przypominać o tamtej nocy.
— Kakashi… ja nie wiedziałem.. jest mi naprawdę przykro — powiedział zdezorientowany czerwonowłosy. — Ale to i tak nie zmienia faktu, że nie powinieneś palić. To źle wpływa na zdrowie. Z tego co kojarzę to syn Trzeciego Hokage też pali, prawda?
— Tak… Asuma. Ostatnio ograniczył palenie. Może ze względu na dziecko? — zapytał się retorycznie.
— Masz z tym skończyć. Znajdź inne zajęcie, żeby o tym zapomnieć. Nie zmieniaj się w Tsunade! Ona też miała swój nałóg. Weź bądź porządnym Hokage i daj dobry przykład nowemu pokoleniu.
— Gaara… — Spojrzał się na niego z niedowierzaniem. — Dziękuję ci.
— Nie dziękuj mi tylko weź się w garść. — Wypił resztę wody i odłożył naczynie na stolik. — A teraz mam do ciebie dość dziwne pytanie.
— Jakie? Co ja znowu zrobiłem nie tak? — Spojrzał na niego ze zdziwieniem.
— Nic, nic. Tylko… Co jest między tobą a Sakurą? Gdy dzisiaj weszliśmy do twojego gabinetu to wyglądało dość… dwuznacznie.
— Sakura jest moją byłą uczennicą. Wtedy po prostu upadła na mnie, a wy w tym momencie weszliście. Wiążą nas relacje przyjacielskie. Nic między nami nie ma i nie będzie. — Skłamał. Wiedział, że coś się między nimi dzieje. Gdyby tak nie było to skąd te wszystkie dziwne sytuacje i czerwieniejące buzie? Ale nie mógł tego zaakceptować wiedząc, że gdzieś tam jest jego żona, którą tak bardzo kocha.
— Powiedzmy, że ci wierzę — odparł z lekkim uśmiechem, bardziej przypominający grymas, na twarzy. — Ja będę się zbierał. Jest już dość późno, a nie chcę, aby Matsuri była sama w wiosce — powiedział, po czym wstał z kanapy.
— Życzę wam szczęścia. Ładnie razem wyglądacie — oznajmił wyraźnie ucieszony z faktu, że Gaara jednak otworzył oczy i znalazł wybrankę serca. — Odprowadzę cię kawałek. Po drodze, jeżeli jeszcze nie śpią, zajrzę do twojej siostry i jej męża.
— Widzę, że jesteś naprawdę dobrym przywódcą wioski skoro martwisz się o pojedyncze jednostki.
— Taki już jestem. Przejmuje się każdym. Poza tym Shikamaru jest byłym uczniem mojego przyjaciela. — Westchnął. — Chodź.
Wyszli razem. Kakashi zamknął drzwi i poszedł w ślad Gaary, który zmierzał już do mieszkania udostępnionego mu na czas jego pobytu. Szli w ciszy. Hatake patrzył tylko w gwiazdy, gdyż na niebie nie było żadnej chmury. Było to dość dziwne, ponieważ jeszcze niedawno zanosiło się na ulewę. Gaara szedł, a raczej unosił się lekko na piasku. Wymyślał różne figury i kształtował je za pomocą piasku. Po kilkunastu minutach doszli do celu. Pożegnali się i zauważyli, że w drzwiach czeka już dziewczyna Kazekage. Srebrnowłosy lekko kiwnął głową i odszedł w swoim kierunku. Szedł przez ulicę na której mieszkała rodzina Nara. Było już dobrze po dwudziestej pierwszej. W ich mieszkaniu było już zgaszone światło. Wzruszył ramionami i udał się nad małe jeziorko w parku. Usiadł na jednej z pobliskich ławek i patrzył się na przejrzystą taflę wody. Nagle zauważył dziwny kształt po drugiej stronie. Nie wyczuł żadnej znajomej czakry. Wstał i przybrał momentalnie pozycję obronną.
— Kto tam jest! — krzyknął z lekką paniką. Sam nie wiedział dlaczego, ale bał się tej osoby.
Tak nagle jak postaci się ukazała, tak nagle zniknęła. Po drugiej stronie było widać tylko pustkę. Hokage pobiegł natychmiast pod swój gabinet. Gdy zauważyła go dwójka ANBU, natychmiast stanęła przed nim.
— Coś się stało Hokage-sama?— spytał się jeden z nich. — Nie wygląda Pan najlepiej.
— Niech wolne jednostki zaczną przeszukiwać wioskę. Mają być również podwojone straże. Do wioski ktoś się wdarł. Ostrzeżcie wszystkich wolnych Shinobi o przygotowanie się do ewentualnego pościgu.
— Tak jest. — Ukłonili się i ruszyli w dwóch różnych kierunkach.
Hatake odetchnął. Wiedział, że tej nocy nie zaśnie, więc poszedł do archiwum wioski. Zaczął przeszukiwać akta do których miał dostęp tylko Hokage i starszyzna Konohy. Nie wiedział czego dokładnie szukał. W rękach miał akta pewnej misji. Na kopercie widniał duży, czerwony napis „Ściśle tajne”. Otworzył i przeczytał podstawowe dane misji.

[Osoba wykonująca: Jiraya - Kapitan, Hoshi Tonka, Hyuga Hiashi. Typ: Poszukiwanie zaginionej osoby — Senju Satoshi (Nazwisko zatajone przed Hoshi Tonka i Hyuga Hiashi).
Status:Zakończona powodzeniem.
Opis: Po kilkunastodniowym poszukiwaniu poszukiwana osoba została uznana za zmarłą. Przyczyna? Kilkanaście kilometrów od świątyni ognia znaleziono shinobich z opisu. Zostali zamordowani. Jeden z nich miał w ramionach martwe dziecko. Niemowlak odpowiadał opisowi. Ciała zostały zebrane i poddane sekcji. Wykazała ona śmierć przez połknięcie trucizny. Nie dostano zgodny na sekcję niemowlaka.]

Mimowolnie złapał się za usta.
— To dlatego Tsunade myślała, że on nie żyje — powiedział sam do siebie odkładając akta na swoje miejsce.
W ciągu nocy zdążył przeczytać kilkadziesiąt akt. W pewnym momencie zasnął przy stole w archiwum.
~***~
Asuma POV
Biegliśmy od kilku godzin. Już jakiś czas temu przekroczyliśmy granicę Kraju Ognia. Byliśmy kilka kilometrów od Wioski Ukrytej w Dźwięku. Nie zatrzymywaliśmy się nawet przez chwilę. Wtem niedaleko przed nami pojawiło się kilku ludzi w czarnych płaszczach.
— Gekko… — wysyczałem przez zaciśnięte zęby.
— Proszę, proszę, proszę. Kogo ja tu widzę. Czyżby pachołki Hokage? — powiedział drwiącym głosem ich przywódca.
— Satoshi. Dlaczego akurat teraz nas zaatakowałeś. Przecież miałeś więcej okazji na wykonanie swojej zemsty na Tsunade. Nie byłoby ci łatwiej wtedy, kiedy ona była w podróży? — Próbowałem odciągnąć jego uwagę tak, aby Ino mogła się skontaktować z kimś z wioski.
— Wtedy nie byłoby zabawy. Mniejsza z tym. Po co tu przyszliście. Czyżbyście szukali guza? — zapytał się z tym jego przerażającym uśmiechem. Nie zniosę tego!
— Powiedz prawdę! Jaki jest twój prawdziwy plan! — krzyknąłem zdenerwowany widząc jak za Satoshim pojawia się dobrze mi znana osoba. Moja przyjaciółka z dzieciństwa, Hana. Nie miała na sobie płaszczu. Była w zwykłych spodniach i krótkiej bluzce. Zauważyłem coś niepokojącego. Na jej lewej dłoni przebiegał jakiś symbol. Zmierzał w stronę jej serca. Czyżby to był efekt tej techniki? — I powiedz w końcu co to za technika! - dodałem.
— A słyszałeś o tym, że wrogowi nie zdradza się tajemnic? Wykończ go skarbie. — Odwrócił się i na moich oczach pocałował ją. Ona się nie opierała. Wręcz przeciwnie. Zatopiła ręce w jego gęstej czuprynie. Wykorzystam ten moment nieuwagi.
Biegłem w jego kierunku. Niestety na mojej drodze stanął jeden z członków Gekko. Był to ten sam shinobi co był w wiosce poprzednim razem. Zręcznie go wyminąłem i wyciągnąłem ostrza czakry. Członkowie mojej grupy zajęli się wielkoludem, a ja miałem możliwość schwytania Satoshiego. Ten jednak był sprytniejszy i zniknął, a przede mną stała Hana. Spojrzałem się w jej oczy. Nie wyrażały żadnych uczuć. Gniewu, nienawiści, miłości, szczęścia… Nic. Były puste. Pozbawione jakichkolwiek uczuć.
— Hana… Co on ci zrobił? — zapytałem sam siebie szeptem. Nie mogłem uwierzyć, że kiedyś radosna i emanująca szczęściem dziewczyna nagle przestała taka być.
Spojrzałem się przez ramię słysząc jak coś upada na ziemię. Moi ludzie zdołali złapać olbrzyma. Był niezdolny do walki.
— Czy my się znamy? — powiedziała obojętnym głosem.
— Hana! Nie poznajesz mnie?! To ja! Asuma! Asuma Sarutobi. Ten co w dzieciństwie był uważany za śmieszka klasowego.
— To było pytanie retoryczne kretynie.
Bez ostrzeżenia wyjęła swoją katanę i ruszyła prosto na mnie. Zręcznie zablokowałem jej cięcie moimi ostrzami. Miałem chwilę, aby przyjrzeć się symbolowi na jej ramieniu. Był on dość dziwny. Długa linia odchodząca od jej piersi i kierująca się w stronę dłoni. Między nadgarstkiem a łokciem był widoczny symbol księżyca i odchodzące od niego kilka mniejszych linii, które szły w kierunku knykci, tam się łącząc. Odskoczyłem widząc, że puszcza jedną ręką katanę i wyciąga kunaia. Nie zdążyła nim wycelować w mój brzuch.
— Nie chcę z tobą walczyć!
— O! Widzisz! A ja całkiem odwrotnie! — powiedziała śmiejąc się. — Muszę się na kimś odegrać za tamten dzień! Zostawiliście mnie! — Jej nastrój diametralnie się zmienił. W oczach, w których wcześniej była obojętność, teraz znajdował się smutek i żal. Żal do mieszkańców Konohy.
— Hana…On cię naprawdę kocha…
Powiedziałem opuszczając ręce z bronią. To był mój największy błąd. Hana rzuciła we mnie kunaiem, którego z trudem uniknąłem. Zaraz po nim poleciała seria shurikenów. Nie wszystkie wyminąłem i jeden z nich trafił w moją nogę.
— Cholera! —  krzyknąłem przez zaciśnięte zęby. — Choji! Bierzcie tego gościa i uciekajcie!
— Sensei! Nie możemy! Nie zostawimy cię — odparła przestraszona Ino, która do mnie podbiegła i zaczęła leczyć moją ranę.
— Idźcie… — powiedziałem łagodniejszym głosem. — Ja sobie poradzę. W końcu jestem synem Trzeciego Hokage. Obiecałem mu, że będę chronił króla i dotrzymam obietnicy.
— Sensei… — Nic więcej nie powiedziała. Przytaknęła mi głową i wraz z resztą drużyny ruszyli w stronę Konohy.
Podniosłem się z ziemi i chwyciłem ponownie swoje ostrza. Te zostały pokryte moją czakrą.
— Heh… Uparty z ciebie ciołek Asuma. Przestań nawijać o tym królu. Już za młodu było to denerwujące. Kim tak naprawdę jest ten król?! Dlaczego przed wszystkim to ukrywasz, hę? No kto? Kage? Pan Feudalny? A może ktoś inny? — pytała się zirytowana.
— Królem jest… — Nie dokończyłem. Hana jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zaczęła opadać na ziemię. Nie myślałem tylko podbiegłem i ją złapałem. Spojrzała się tylko na mnie.
— Asuma… Musisz żyć. Przekaż to co ci teraz powiem Kakashiemu.
— Hana! Co się dzieje! — spytałem się ze strachem w głosie.
— Nie zostało mi dużo czasu. On tu zaraz będzie. Słuchaj mnie uważnie. Zawsze go kochałam. Nigdy nie chciałam go skrzywdzić. Satoshi nas kontroluje. W organizacji oprócz nas jest jeszcze dziesięciu innych członków. Kankuro nic nie jest. Nie dali rady jeszcze go ubezwłasnowolnić. Jest silny. Prawdziwym celem syna Tsunade jest…
Nie zdążyła. Zamknęła oczy a jej bicie serca cały czas było nierównomierne. Nie zdążyłem nic zrobić. Zniknęła. Dopiero po chwili usłyszałem śmiech chłopaka, który stał za mną.
— Oj… I co teraz zrobisz? Zostałeś sam, ranny, a ja? Jestem w pełni sił. — Zaśmiał się, ale nie trwało to zbyt długo. Zaczął kasłać. Po chwili z jego ust wyleciało kilka kropli krwi.
— Właśnie widzę… Co jej się stało!
— To moja słodka tajemnica. A teraz muszę cię pożegnać. Przekaż swojemu przywódcy, że może się mnie niedługo spodziewać.
I zniknął. Nie został po nim ślad. Nie wyczuwałem jego czakry.  Stanąłem pośrodku polany i rozglądałem się dookoła siebie. Wokół jedyne co mogłem dostrzec to połamane gałęzie, zniszczona ziemia czy cięcia na drzewach. Skutki walki. Westchnąłem zrezygnowany. Nie mogłem już nic zrobić. Spojrzałem się w kierunku z którego przybyliśmy. Muszę wracać. powiedzieć Kakashiemu co tu się stało. Tak właściwie sam tego nie rozumiałem. Hana nagle się zmieniła. Czyżby Satoshi miał problem z kontrolą tej techniki? Byłem pewien, że to właśnie on wszystkich kontroluje.
— Sensei! — krzyknęli razem Ino i Choji kiedy mnie zauważyli. — Nic ci nie jest?!
— Nie… Wszystko w porządku…
— A co z Senju i Hatake? — zapytał się jeden z ANBU.
— Zdołali uciec. Nie dałbym rady ich gonić. — Spojrzałem się przed siebie. — Pospieszmy się. Mam ważne informacje do przekazania Hokage.
— TAK! — krzyknęli wszyscy równocześnie.
Zastała nas noc. Złapany przez nas shinobi ani razu się nie przebudził. Do Konohy mieliśmy jeszcze kilkadziesiąt kilometrów drogi. Nikt z nas nie dałby już rady, więc rozbiliśmy prowizoryczny obóz. Ustaliliśmy warty i udaliśmy się w sen. Wziąłem pierwszą wartę. Noc była spokojna i nie zapowiadało się, aby zdarzyło się coś złego. Jedyne światło jakie padało na ziemię to światło księżyca. Jego blask był oślepiający. Wpatrywałem się w tą naturalną satelitę. Zastanawiałem się co wspólnego ma technika należąca do młodego Senju. Dlaczego na ramieniu Hany znajdował się księżyc? Co oznaczają te symbole. Były powiązane z techniką? Wszystko na to wskazywało. Oparłem się o jedno z drzew. Podczas warty musiałem zrobić prowizoryczny opatrunek na nogę.
Przyszła kolej na zmianę wartownika. Zmieniłem się z Chojim, a sam udałem się w sen. Długo nie zajęło mi zaśnięcie. Byłem zmęczony. Padłem jak kłoda i oddałem się w objęcia morfeusza. Widziałem tylko jak wracam do mojej żony i córeczki, która biegła w moim kierunku. Mimowolnie się uśmiechnąłem. To był naprawdę miły sen.
                                                                                                                       
                                                                                                                       
Od Tasaka:
Ave! Kolejny rozdział dość dziwnie szybko. Usiadłam dzisiaj przed nim i postarałam się go poprawić. Jak można zauważyć znowu coś się zmieniło. Mianowicie zastąpiłam półpauzy pauzami. W przeciągu kilku najbliższych tygodni zmienię to również w poprzednich rozdziałach.
Poprawiając ten rozdział zmieniałam część rzeczy. Patrząc na początek tego rozdziału boli mnie coś... mianowicie te puste dialogi, ale nie miałam pomysłu co tam wstawiać a same powtórzenia dziwnie by wyglądały (gorzej niż jest teraz), więc pozostawiłam to tak jak jest.
Od razu zabrałam się za poprawianie kolejnych rozdziałów. Muszę jak najszybciej nadrobić to co się działo w moim własnym opowiadaniu (taa... nie pamiętam o czym pisałam) żeby móc kontynuować. Już napisałam część rozdziału trzynastego, ale musiałam sobie przypomnieć o chłopaku z tego rozdziału. 
To tyle. Miłego przyszłego tygodnia! 

2 komentarze:

  1. No to teraz Kakashi bedzie miał dwie kobiety hehe , Sakura w której sie zakocha i jego żona która jednak ma świadomość swoją i nadal go kocha ale jest pod jakąś dziwną techniką na którą jak narazie nikt nie ma rozwiązania :D Czekamy na next

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym zakochaniem to bym się na razie wstrzymała. :D
      Kto wie jak to będzie? Nie no, żartuje. Jeżeli tego nie zepsuje to przeżyjecie ogromny zaskok. ;)

      Usuń

CREATED BY
Mayako