— Kakashi, powinieneś odpocząć. Nie wyglądasz za dobrze. — Troskliwy głos zabrzmiał w wejściu do gabinetu Hokage.
Od ataku na jego dom minął tydzień. Było tyle niewyjaśnionych sytuacji. Nie odnaleziono Sasuke, nie znaleziona żadnego podejrzanego gościa w wiosce. Na domiar złego Kakashi przeżywał całą tą sytuację. Ostatnimi czasy zdarzyło się za dużo w jego, i tak już zwariowanym , życiu. Sakura była dla niego podporą, która była mu potrzebna. Wszyscy jego przyjaciele zdawali sobie sprawę, że gdyby nie dziewczyna, Hatake już dawno zrobiłby jakieś głupstwo. Zresztą działało to w dwie strony. Gdyby nie srebrnowłosy, dziewczyna nie wyszłaby z dołka po stracie przyjaciela, który okazał się debilem. Po wybuchu, jaki doszedł w mieszkaniu Kakashiego, mężczyzna stracił dach nad głową. Wiedział, że odbudowa jego lokum zajmie trochę czasu. Pomocną dłoń wystawiła w jego kierunku Sakura, która zaproponowała zamieszanie w jej domu. Miała jeden wolny pokój, więc nie był to dla niej problem. Kakashi nie mając wyboru przyjął propozycję od niej, ale w głębi duszy czuł się szczęśliwy, że to właśnie ona zaproponowała mu pomoc.
— Kakashi, słuchasz ty mnie w ogóle? — Podeszła do niego bliżej i położyła dłoń na jego ramieniu. Tak jak sądziła, mężczyzna zamyślił się i, gdy jej ręka spoczęła na nim, podskoczył wystraszony, co można było zauważyć w jego ciemnych oczach, jednak wrócił do obserwacji wioski wzdychając z ulgą. — Posłuchaj mnie od czasu do czasu. Idź się połóż. Nie śpisz od dobrych kilku dni.
— Nie mogę zasnąć. Sprawa z Sasuke nie daje mi spokoju. Dlaczego nie mamy od niego żadnych informacji. To niedorzeczne! Uchiha to jeden z najlepszych shinobi na świecie!
— Każdemu może potknąć się noga — prychnęła.
Nie ukrywała, że nie przejmowała się ostatnim Uchihą. Dla niej mógł już dawno zginąć, jednak nie mógł. Był zbyt ważny dla całej wioski. Dzięki niemu mieli jakieś szanse na pokonanie Gekko. Ją też zastanawiało jak mógł się tak łatwo podejść. A może się tylko ukrywał? Może go wykryli? Ale skąd byłaby wtedy ta krew?
— Ty też powinnaś się położyć. — Próbował odejść od swojego tematu. — Nie wyglądasz lepiej ode mnie.
— Nie odwracaj kota ogonem Kakashi — warknęła na niego. — Widzisz jak ty wyglądasz? W takim stanie nie przydasz się wiosce. Powinieneś czasami logiczniej myśleć — mówiła z wyżutem. — Martwię się o ciebie — przyznała. Nie kłamała. Był dla niej bardzo ważny i nie chciała żeby coś mu się stało.
— Nie mogę. Powtarzam ci to po raz drugi. Dziękuję, że się tak o mnie martwisz. — Odwrócił wzrok od panoramy miasta i spojrzał w jej oczy. — Od pewnego czasu miewam sny. Bardzo dziwne sny — przyznał. Zaskoczył tym Sakurę. — Tylko ty o tym wiesz i chcę, aby tak pozostało.
— Opowiesz mi o nich? — Zaciekawiła się. — Może… będę w stanie ci pomóc?
— Nie wiem czy to dobry pomysł. Nie chcę cię kłopotać. — Podrapał się po karku.
— Nie kłopoczesz. Chętnie wysłucham cię, jeżeli mamy jakieś szanse na to, że to ci pomoże. — Uśmiechnęła się do niego delikatnie.
Kakashi pod wpływem emocji przytulił ją, czym ją zdziwił. Nie spodziewała się takiego gestu z jego strony. Objął ją i westchnął spokojnie. Przymknął oczy.
— Dziękuję… dziękuję, że tu jesteś — szepnął przy jej uchu.
Spowodowało to, że na sercu Sakury zrobiło się ciepło. Wiedziała czym to było spowodowane. Już dawno odpowiedziała sobie na nurtujące pytanie, a słowa Kakashiego cieszył ją. Kochała go, jednak nie mogła się do tego przyznać. Nie w tej sytuacji. Kakashi cierpiał po stracie swojej żony. Wolała w tym momencie być przy nim i pilnować, aby mężczyzna wyszedł z tymczasowo trwającej depresji. Nabrała powietrza by móc napawać się jego zapachem. Sprawiało to, że wyobrażała sobie za dużo rzeczy, ale nie przeszkadzało jej to. Wiedziała, że i tak to się nie stanie. Wolała sobie wyobrażać, widzieć widok szczęśliwej pary w swojej wyobraźni. Dzięki temu powracał jej spokój.
— No już. Opowiadaj o tych snach. — Ocknęła się nagle przypominając sobie o wyznaniu Kakashiego.
Hatake jęknął zrezygnowany wiedząc, że dziewczyna tak łatwo nie odpuści. Puścił ją, czym spowodował, że na twarzy Sakury pojawił się dziwny grymas. Nie zwrócił na to zbytniej uwagi. Zasiadł na krześle za biurkiem. Odsunął się pod samo okno. Haruno oparła się o biurko, które przez ostatni tydzień zostało zawalone papierami. Westchnął przeciągle, nadal zastanawiając się czy na pewno powinien opowiedzieć o snach, które według niego były błahostką, ale jednak nurtowało go ich znaczenie.
— Nie odpuścisz, prawda? — Spojrzał się na nią ponownie. Miał jeszcze nikłą nadzieję, że dziewczyna jednak sobie odpuści, jednak mylił się. Samym wzrokiem uświadomiła go, że jeżeli zaraz nie zacznie mówić, skończy marnie. Zsunął swoją maskę na szyję by dziewczyna mogła widzieć jego twarz. — Mówiłem ci, że jesteś uparta? — zapytał prychając z delikatnym uśmiechem.
— Mówiłeś, nawet dziesięć razy. No dawaj! Zżera mnie ciekawość. — Ponagliła go.
— No już dobrze. Nie wiesz, że pośpiech nie wróży niczego dobrego? — Zmroziła go wzrokiem. — Nie wiem od czego zacząć — przyznał cicho patrząc się na podłogę, wielce nią zainteresowany, jakby była najciekawszym miejscem w pomieszczeniu.
— Najlepiej od początku Kakashi. Tak będzie najlepiej.
— Od czasu kiedy Hana mnie zaatakowała miałem dużo snów związanych z jej osobą. Nasze dawne życie, to jak się poznaliśmy. Nasze wspólne misje. Nie obyło się też bez TEJ misji. — Podkreślił a Sakura od razu domyśliła się o co chodziło. — Gdy wróciłem do wioski zmniejszyła się częstotliwość snów o Hanie, ale coś je zastąpiło. — Na jego twarz wszedł nieodgadniony wyraz twarzy, który zdziwił Haruno. — Niemal codziennie mam sny powiązane z… czasem. Często pojawia się mój ojciec, a gdy chce mi coś powiedzieć, nagle znika a ja się budzę. Z początku myślałem, że to z przemęczenia. Z przemęczenia wyobrażałem sobie ojca a czas po prostu miał mi przypominać o jego utracie, ale tak nie jest. Przecież już dawno się z tym pogodziłem. Nadal nie rozwiązałem tej zagadki — powiedział na koniec.
— Jaką zagadkę? — zapytała zaintrygowana i poprawiła się na biurku zakładając ręce na piersi. — Związana jest z twoimi snami?
— Tak. Dotyczy czasu, który jest w nich bardzo ważny. — Westchnął przecierając twarz. — Najpierw jestem w małym jasnym pomieszczeniu. Na ścianie jest zegar, który wskazuje godzinę piątą. Następnie muszę przejść do następnego, tym razem ciemnego pomieszczenia. Tam również jest zegar wskazujący godzinę piątą. Później pojawiam się w kolejnym, wypełnionym wszelkiego rodzaju zegarami. Na wszystkich jest godzina piąta. Nagle wskazówki zaczynają się ruszać. Na jednych idą do przodu a na drugich się cofają. Pomieszczenie robi się dość dziwne. Raz jest jasno, raz jest ciemno. — Wstał z krzesła i niespokojnie zaczął chodzić po gabinecie. — Rozgryzłem jedynie tyle, że kolor pokoi jest związany z dniem i nocą.
— A może… poruszające się wskazówki oznaczają kontrolę nad czasem? Pomyśl — spojrzała na niego pewnie i stanęła przed nim — dlaczego ci się to śni? Może, nie. Na pewno to oznacza kontrolę nad czasem.
— Może masz racje. W kilku snach mój ojciec mówił o... drzemiącej we mnie mocy, którą muszę obudzić — powiedział po chwili zastanowienia.
— Tylko co to za moc? Może zapytajmy się Tsunade? Jeżeli ktoś wie o co chodzi to na pewno ona.
— To dobry pomysł, ale czy powinienem ją teraz pytać? Nie chcę jej martwić..
— Nie martw się. Tsunade jest w dobrym stanie. Nic jej nie będzie. — Uśmiechnęła się do niego delikatnie. — Chodźmy do niej te… — Dźwięk stukania do drzwi nie pozwolił jej dokończyć myśli.
— Proszę! — krzyknął Kakashi stając w miejscu przy oknie i czekając na “intruza”.
Do pomieszczenia wszedł mężczyzna ubrany w długi czarny płaszcz, oraz zawiązaną na głowie chustę zakrywającą szpetne blizny.
— Ibiki, coś się stało? — Kakashi zdziwił się jego wizytą. Zazwyczaj powiadamiał go przez ANBU bądź swoich ludzi, że złoży mu wizytę.
— Od kilkunastu dni przesłuchujemy tego chłopaka, którego Asuma sprowadził tamtego dnia — Oznajmił. — Po opasce wywnioskowaliśmy, że jest on Shinobi z trawy. Prawdopodobnie to właśnie on jest jedną z ofiar porwania. Opis mieszkańców się zgadza. Niestety nie da się wyciągnąć z niego żadnych informacji. Próbowałem już wszystkiego. — Westchnął zrezygnowany. Ibiki jeszcze nigdy nie odpuścił sobie przesłuchania, ale tym razem było po nim widać, że do poddania dużo mu nie brakowało. — Typek ma pustą pamięć. Żadnych wspomnień, informacji. Nawet nie wiemy jak się nazywa bo nie chce nam niczego powiedzieć.
— Ten skurczysyn ma na to jakąś technikę — warknął zezłoszczony. — Nie jesteśmy ani trochę bliżej poznania jego zamiarów a na dodatek tracimy cennych ludzi. — Zacisnął pięść na wspomnienie Hany. Przejmował się również swoim dawnym uczniem. — Próbujcie dalej. Musimy się czegoś dowiedzieć. Nie możemy tego tak zostawić!
— Tak jest! — Przyjął rozkazy i wyszedł.
Pozostali sami. Zapadła między nimi cisza, która stawała się kłopotliwa. Kakashi zasiadł za swoim biurkiem i wziął do dłoni jakieś mało ważne dokument z raportem misji geninów — kolejne łapanie kota. Uśmiechnął się nostalgicznie na wspomnienie misji Sakury, Naruto i Sasuke. Nie zauważył nawet kiedy jedna smutna łza opuściła jego oko i wolno spływała do obrzeży maski. Nie zauważył również jak Sakura podeszła do niego i kciukiem ją wytarła. Spojrzała się ukradkiem na papiery nie chcąc być wścibska, ale kiedy zauważyła kawałek treści zrozumiała dlaczego Kakashi uronił łzę. On natomiast przeniósł swój wzrok z tekstu na jej twarz. Ujrzał delikatne iskierki sentymentalności w jej oczach.
— Pamiętam to jakbym wykonywała tą misję zaledwie wczoraj — mruknęła uśmiechając się lekko. — Czasy, kiedy nie musieliśmy się niczym przejmować i prowadziliśmy nawet zbyt nudne życie.
— To prawda, ale z biegiem czasu musieliście wyrosnąć z takich misji — powiedział ścierając resztę łzy. Nie zdawało mu się ani trochę dziwne to, co Sakura zrobiła kilka sekund temu. — Z biegiem czasu się rozwijaliście. Nie wyobrażam sobie teraz ciebie biegającą za tym durnym kotem. — Zaśmiała się z jego uwagi a on po chwili dołączył do niej.
Pierwszy raz od naprawdę dawna usłyszała jego szczery i tak rozczulający śmiech. Westchnęła przestając się śmiać. Podeszła do okna, a srebrnowłosy dołączył do niej. Stanął zbyt blisko, gdyż ich ramiona stykały się. Mimowolnie na jej twarz wszedł delikatny rumieniec, ale Kakashi nie zwrócił na to uwagi. Ściągnął swoją maskę. Spojrzała się kątem oka na jego prawy profil. Swoją uwagę skupiła na małym, czarnym punkcie blisko brody.
— Od zawsze się zastanawiałam jak możesz normalnie w tym oddychać — przyznała wyrywając go z zastanowienia. — I dlaczego w ogóle ją nosisz. — Chwyciła za róg materiału.
— Przepuszcza powietrze, więc noszenie jej nie sprawia mi problemu. — Wzruszył ramionami. — A dlaczego noszę? Chyba sam tego nie wiem. Prawdopodobnie jest to spowodowane tym, że chciałem się jakoś wyróżniać. — Uśmiechnął się unosząc jeden kącik ust do góry.
— Chyba ci się to udało sen-sei. — Rozdzieliła na sylaby i zaśmiała się tykając go palcem w żebra. Atmosfera trochę się rozluźniła, co w tym momencie było wręcz najpotrzebniejsze.
— Ach tak? Więc się z tego niezmiernie cieszę. — Oddał jej tym samym.
Nawet nie wiadomo kiedy, ale obydwoje okładali się zabójczymi w skutkach łaskotkami. Oczywiście w tym jakże poważnym starciu wygrywał Kakashi, który wydawał się nie mieć wrażliwych miejsc. Opanował sytuację w zaledwie kilka sekund, nie dając tym samym żadnego pola do popisu Sakurze.
— Prze-przestań! — krzyknęła przez śmiech. Nie mogła już wytrzymać. Płakała ze śmiechu. — Brzu-brzuch mnie boli! Kakashi no! — Próbowała go odepchnąć, ale nie dawała rady. Był za silny.
Tą jakże uroczą scenę przerwało pukanie do drzwi. Ponownie ktoś im przeszkodził w cieszeniu się na spędzanie kilku krótkich chwil. Kakashi musiał się opanować, więc przestał torturować Sakurę. Ta zaczęła poprawiać swoje włosy i ubrania. Hatake poprosił intruza do środka. Okazał się nim być Shikamaru, który spojrzał się po jednym i po drugim. I on i ona byli czerwoni na twarzy od nieustającego śmiechu. Srebrnowłosy szybko założył maskę, przypominając sobie, że zdjął ją. Robił to tylko przy Sakurze i gdy myślał nad tym dłużej, robił to wcześniej tylko przy ojcu i Hanie — dwójką najważniejszych dla niego osób. Odchrząknął próbując przybrać swoją neutralną barwę głosu.
— To może ja przyjdę później — powiedział zawstydzony wymyślając sobie różne wersje wydarzeń tego, co mogło się dziać zanim wszedł do środka.
— To nie jest koniecznie, Shika. Już wychodzę. — Uśmiechnęła się do niego i odwróciła twarz do Kakashiego. — Widzimy się na kolacji. — Mimowolnie puściła do niego oczko i sama siebie zdziwiła, a co dopiero jego.
Kiwnął tylko głową i odprowadził dziewczynę wzrokiem. Gdy ta zniknęła za dębowymi drzwiami, wrócił spojrzeniem do Shikamaru.
— Macie się ku sobie — stwierdził z uśmiechem.
— Nie rozumiem. — Uniósł jedną brew do góry zdziwiony wyznaniem swojego doradcy. — Możesz troszkę jaśniej. — Usiadł za biurkiem i odchrząknął nazbyt głośno. Zabrał się ponownie za przeglądanie papierów.
— Nie udawaj, że nie rozumiesz Kakashi. — Westchnął spuszczając ramiona wzdłuż swojego ciała. — Nie widzisz tego? Do końca oślepłeś?
— Shikamaru, ja naprawdę nie wiem o co ci chodzi. — Spojrzał na niego zażenowany tym, że go nie rozumiał.
— Ech… dowiesz się w swoim czasie, gdy przejrzysz na oczy bo jak na razie to masz na nich czarne klapki niczym Ebisu. — Prychnął z ciemnoty swojego przyjaciela.
— Dobra. Mniejsza z tym. Masz coś ciekawego? — spytał kręcąc głową, jakby chciał wyrzucić ze swojej głowy, nagle przychodzące do niego, myśli. — Nie przyszedł byś tu tak bez powodu.
— Tsunade prosiła, abyś się do niej wybrał. Ma jakąś ważną sprawę do ciebie. Nie wiem o co chodzi.
— Rozumiem. Tyle? — Wolał się dopytać.
— Tak. A ty się jeszcze zastanów nad swoim zachowaniem — burknął nie zdając sobie sprawy, że zabrzmiał jak marudząca babcia. Odwrócił się do niego plecami i miał już wyjść, jednak usłyszał głęboki śmiech Kakashiego.
— Czy ty mi właśnie prawisz kazanie? — zapytał się przez śmiech, ocierając przy tym teatralnie łzę z przymkniętego oka.
Shikamaru burknął coś niezrozumiałego pod nosem i wyszedł. Kakashi pokręcił ponownie głową nadal się uśmiechając. Wrócił do papierów, ale nie mógł się skupić. Wziął sobie do siebie słowa Nary. Domyślał się o co mu chodziło. Tylko jedno słowo chodziło mu po głowie — Sakura. Uśmiechnął się przypominając sobie wydarzenie sprzed niemalże kilku minut. Pierwszy raz od naprawdę dawna czuł się, tak normalnie — domowo. Chciał czuć to częściej i uświadomił sobie, że tak czuje się tylko, i wyłączenie przy jednej osobie. Sakura — dziewczyna o różowych włosach i zielonych oczach — namieszała w jego głowie. Nie wiedział co się działo, ale wiedział, że to nie jest normalne.
— I co ja mam teraz zrobić? — zapytał się gołębia siedzącego na parapecie, który wleciał przez otwarte okno. — Chyba wariuję. Gadam do gołębia. — Zaśmiał się sam z siebie.
Wrócił do mniej przyjemnej rzeczy niż myśleniem o różowowłosej. Nadal nie mógł się skupić nad czytaniem raportów od geninów, ale zważywszy na to, że były to misje rangi D — po prostu składał swój podpis i odkładał na kupkę.
~***~
Idąc ulicami Konohy, Sakura rozmyślała nad wszystkim co się wokół niej działo. Zdawała sobie sprawę, że relacja między nią a Kakashim nie była normalna. Może on tego nie widział — jej zdaniem — ale tak było. Coś niewidocznego ciągnęło ich do siebie, a oni nie mogli się powstrzymać. Najprostszym jej zdaniem przykładem mogłaby być sytuacja w gabinecie Hatake. Na samą myśl na jej policzki wszedł rumieniec.
— Coś ty taka czerwona? — usłyszała przed sobą głos. Nie zdążyła się zatrzymać i wpadła z dziewczynę. — I coś ty taka zamyślona?
— Ino? Nie zauważyłam cię. Przepraszam — mruknęła zawstydzona. Spojrzała się na blondynkę, która podparła dłoń o biodro i wpatrywała się w nią z zaciekawieniem.
— Jesteś jakaś nieobecna od kilku minut. A dokładniej odkąd wyszłaś od Hokage. Mijałaś przed chwilą Jiraiyę i nawet mu nie odpowiedziałaś. Ej! Tylko mi nie mów, że się w nim zabujałaś! — krzyknęła na pół ulicy.
Sakura spojrzała na nią z niedowierzaniem i zatkała jej momentalnie usta, ale zdążyły się obronić przed zaciekawionymi spojrzeniami ludzi.
— Ciszej bądź — wysyczała. — Chodźmy do mnie — mruknęła zamykając oczy.
Yamanaka kiwnęła głową ze zrozumieniem, ale z jej twarzy nie schodził ten łobuzerski uśmiech.
Ruszyły we dwie do domu Haruno. Minęło kilka minut, kiedy we dwie siedziały już na podniszczonej kanapie. Sakura wpatrywała się tępo w łodygi bambusa stojącego w rogu pokoju. Parujący napój z każdą chwilą stygł, ale kubek, który wchłonął jego ciepło, ogrzewał jej zmarznięte dłonie. Jesienne dni stawały się coraz to chłodniejsze i nawet zwykły spacer potrafił oziębić człowieka. Ino niecierpliwiła się, co Sakura odczuwała po kręceniu się na kanapie, oraz odgłosu stukania paznokciami o kubek. Różowowłosa ocknęła się i przewróciła oczami na zniecierpliwienie jej przyjaciółki.
— Co masz takie roje w dupie? — spytała zadziornie.
— Mów no bo zaraz sama wyciągnę to z ciebie — warknęła wreszcie.
— Niecierpliwa z ciebie bestia. — Zaśmiała się upijając herbaty. Wydawałoby się, że robiła to na złość blondynce. — Ja… — Spoważniała nagle. — chyba to prawda — mruknęła cicho.
— Co prawda? — Ino nie zrozumiała. Czasami wydawała się być mniej rozgarnięta niż chłopak o tym samym kolorze włosów, noszącym nazwisko Uzumaki.
— Zakochałam się, no! — jęknęła wreszcie.
— Zakochałaś się w Hatake! — Gdyby jej kubek nadal był pełny, zawartość wylądowałaby na miękkim, beżowym dywanie. — Ty… nie igraj ze mną i nawet nie waż mi się tu oszukiwać — warknęła nie wierząc w to co usłyszała.
— Zachwycona? Dowiedziałaś się? To teraz chyba się pożegnamy. Muszę ugotować kolację — burknęła biorąc kolejny łyk herbaty.
— Oj nie ma takiej opcji. Nie w takim momencie. — Poprawiła się na kanapie i okryła kolana kocem, zabierając go uprzednio z kolan Sakury.
— Ej! Oddawaj. — Zaczęły sobie wyrywać koc. Po chwili razem się śmiały z tego co właśnie robiły.
Ich dyskusja przedłużała się z każdą to nową informacją przekazywaną blondynce. Ino siedziała ze skupieniem wysłuchując Sakury, która co pewien czas śmiała się z sama siebie. Czasami jej policzki przybierały czerwonego odcieniu, co wydawało się dość słodkie. Co jakiś czas kręciła młynek palcami świadczący o jej zakłopotaniu.
— No to masz ci babo los. — Westchnęła gdy Sakura skończyła opowiadać wszystko od początku.
— I co ja mam teraz zrobić? — zapytała z nadzieją, że Ino pomoże jej z decyzją.
— Moim zdaniem powinnaś mu powiedzieć, ale jak zrobisz to już twoja sprawa. — Wzruszyła ramionami.
— Dzięki. Niezła z ciebie przyjaciółka. — Uśmiechnęła się fałszywie, za co dostała dość mocnego kuksańca w ramię od zdenerwowanej Ino. Jednakże jej złość nie była długa i po chwili obydwie śmiały się jak za dawnych dobrych czasów.
Ich beztroskie cieszenie się z życia przerwało nagłe natarczywe pukanie od drzwi. Szybko zerwała się z kanapy i otworzyła. Przed sobą ujrzała zdyszanego Shikamaru.
— Sakura, Temari rodzi! Jesteś potrzebna — wykrzyczał zdesperowany.
Nie trzeba było długo, aby Sakura, wraz z Narą znaleźli się w szpitalu. Cztery godziny później na świat przyszedł mały Shikadai.
Obserwowała przez uchylone drzwi szczęśliwych rodziców. Sama mimowolnie uśmiechnęła się.
Wracając do domu coś sobie uświadomiła.
— Kolacja! — krzyknęła łapiąc się za policzki.
Biegiem ruszyła do domu. Wchodząc do niego przez otwarte drzwi poczuła zapach kurczaka w curry.
— Nie spieszyłaś się z tą kolacją. — Usłyszała wesoły głos Kakashiego. Wchodząc do kuchni ujrzała go w fartuchu kuchennym. Zaśmiała się z tego widoku. — Aż tak źle wygląda? — Uniósł jedną brew.
— Wyglądasz naprawdę uroczo. — A wzorek na fartuchu podkreślał jej słowa. Rysunek misia koali był dla niej zabawny. Zwłaszcza, że mężczyzna założył damski fartuch. — W szczególności w moim fartuszku. — Zachichotała.
— Innego znaleźć nie mogłem, więc pożyczyłem sobie ten — mruknął. — Idź umyć ręce. Za chwilę będzie kolacja.
— Aj, aj, kapitanie! — krzyknęła salutując i ze śmiechem ruszyła do łazienki.
Pięć minut później zasiedli do kolacji. Luźna atmosfera roznosiła się w pomieszczeniu co cieszyło Sakurę. Uświadomiła sobie, że zaproponowanie Kakashiemu zamieszkanie w jej domu, było najlepszą decyzją jaką podjęła w ostatnim czasie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz